Slady prowadza do San Francisco
W programie emitowanym w sierpniu 1997 roku pani Helena Szerkus poszukiwala
córki, Stefanii Krawczyszyn, z która utracila kontakt podczas okupacji.
Przed wojna mieszkali w okolicach Lwowa. Po najezdzie wojsk sowieckich
rozpoczely sie jej nieszczescia. Cala rodzine wywiezli do obozu w Krasnojarskim
Kraju. Po dwóch latach opuszczaja obóz. Próbuja dostac sie do organizujacej
sie Armii Polskiej. W drodze, na stacji kolejowej w Nowosibirsku, przepadl
bez wiesci jej maz.
Pani Helena dociera z córka do Aszchabadu. To byl rok 1942. Dziecko
ma juz cztery latka. Ludzie namawiaja ja do pozostawienia córeczki w polskim
sierocincu. Bedzie miala dobrze, jedzenie i wygody. Bedzie sie uczyc. Zostawia
wiec córke a sama, poniewaz jest bez dokumentów, musi opuscic Aszchabad.
To strefa przygraniczna i obco-krajowcom bez dokumentów w takim miejscu
przebywac nie bylo wolno. Osiedla sie kilkaset kilometrów od Aszchabadu,
w miejscowosci Mary. Rosjanie obiecuja dokumenty za cene zmiany obywatelstwa.
Nie zgadza sie, wiec wtracaja ja do wiezienia. Gdy wrócila po kilku tygodniach
- sierocinca juz nie bylo. Dziecka tez. Najpierw zaginiony maz, a teraz
dziecko - tyle nieszczesc.
Do Polski pani Helena wrócila dopiero w czterdziestym szóstym roku.
Nie miala ze soba niczego. Przyjechala tak jak stala. Zalozyla rodzine.
Nie próbowala szukac. Wtedy nawet nie wiedziala gdzie zaczac poszukiwania.
Tylko czasami myslala Dopiero ten telefon. To bylo jakby przebudzenie
z ciezkiego snu. Chyba gdzies w styczniu 1997, jakas kobieta zadzwonila
z pytaniem o adres. Odpowiedziala, ze pomylka. Nie ten adres. Wówczas,
kobiecy glos w sluchawce odpowiedzial z silnym akcentem wschodnim "Ojeeej".
Tak mówia tylko ludzie ze Lwowa. Pani Helenie wydawalo sie Dlaczego nie
spytala kogo szuka? To na pewno byla jej córka - tak myslala przez kilka
dni i nocy. Dlatego napisala do redakcji programu "Ktokolwiek widzial,
ktokolwiek wie" Ciezko mówic osiemdziesiecioletniej dzis kobiecie o tym
co ja w zyciu spotkalo.
Po audycji przyszlo sporo listów z calej Polski i nie tylko. Pisaly
kobiety, którym sie wydawalo, ze ich los jest losem córki pani Heleny.
Nie byl. Szukalismy w Londynie, w Instytucie Sikorskiego - bez sladu. Nie
maja informacji co sie dalej dzialo z dziecmi, tym bardziej kim sa one
dzis. Pewna kobieta, która spedzila dziecinstwo w sierocincu w Aszchabadzie
poinformowala nas, ze Stefania Krawczyszyn jest na liscie polskich dzieci
w Isfahanie (Persja). To wazny slad. Kto wie czy nie najwazniejszy. Inna
kobieta, która tez jako dziecko byla w sierocincu podpowiedziala, ze jezeli
po dziecko nikt z rodziców badz opiekunów sie nie zglosil - zapisywano
je na liste sierot. Sieroty z Isfahanu wywieziono do Nowej Zelandii. Bylo
ich ponad 700. Przygarneli je w listopadzie 1944 roku dobrzy ludzie w Pahiatua.
Byla wsród nich Stefania Krawczyszyn.
Pytalismy Ambasade Polska w Wellington o to, czy moze ktos ja znal
lub zna. Przyszla depesza informujaca, iz Stefania Krawczyszyn juz nie
mieszka w Nowej Zelandii. W polowie lat szescdziesiatych wyjechala do Stanów
Zjednoczonych, juz jako dorosla kobieta. Podobno jest teraz w Kalifornii.
Wkrótce Ambasada nadeslala nowa wiadomosc, ze pani Stefania wyszla za maz
za Waltera Rotha, a pózniej rozwiodla sie. W malzenstwie nie bylo dzieci.
Z tego samego zródla dostajemy dokladny adres, gdzies w San Francisco. Kto tam pojedzie i to sprawdzi. Gdzie jest Stefania? Czy zyje? Czy nadal jest blondynka? Teraz ma okolo szesc-dziesieciu lat. Ktos podobno zestawil w Ameryce liste dzieci, które przebyly droge od Syberii, przez sierocince polskie w Persji, Indiach, Nowej Zelandii, Afryce i Ameryce Poludniowej. Kto nia dysponuje, kto utrzymuje kontakty z tymi niegdys dziecmi, a dzis juz doroslymi osobami. Pomózcie. Matce i nam. Gdzie jestes Stefanio Krawczyszyn - blondyneczko z Aszchabadu?