The Summit TimesTHE SUMMIT TIMES


Vol. 11, Issue No. 31/2004

Rozmowa z Maja Trochimczyk, dyrektoremCentrum Muzyki Polskiej przy Uniwersytecie Poludniowej Kalifornii (USC) w Los Angeles

Piec tysiecy stron o muzyce
Jadwiga Inglis

W biurze dr Maji Trochimczyk na scianach znajduja sie pamiatki osobiste: rekopis "Kanonu dla Majki" Pawla Szymanskiego w zlotej ramce, stare mapy Europy z okresu rozbiorow, na ktorych nie ma Polski, dyplom "Doctorem Philosophiae" wydany przez "Universitas McGill, Ad Montem Regium in Canada" w 1994 roku. Na polkach pietrza sie ksiazki, nuty i pliki zbiorow. A okna pilnuje cepeliowski drewniany bocian.

JI: Planowalam zaczac nasza rozmowe o muzyce polskiej, ale powiedz wpierw troche o tym bocianie przy oknie.

MT: W Polsce rzezbione w drewnie bociany z czerwonymi dziobami i czarnymi ogonami to prawie symbol ludowego kiczu, taka cepeliowska masowke mozna znalezc w kazdym sklepie na warszawskiej Starowce. A w Kalifornii... Patrze sobie czasem na mojego bociana (mam drugiego w kuchni, w oknie z widokiem na gory)... i mysle o dziecinstwie, wakacjach na wsi u babci (jedna byla w lubelskim, druga na "polskiej" Bialorusi, tuz przy samej granicy). W Bielewiczach bociany byly wszedzie, klekotaly z wielkiego gniazda na dachu stodoly, chodzily po lace za wujkiem koszacym trawe. Zadziwiajacy to byl widok: stary czlowiek z kosa, a za nim, krok w krok, trzy bociany lapiace zaby i inne smakolyki odsloniete po skoszeniu trawy. I wcale sie nie boja. Ale jak ja podchodze, wujek mowi do mnie "csss" zebym ich nie sploszyla. W poludnie, na lace cisza az w uszach dzwoni. . . A kolo domu olbrzymia lipa wypelniona pszczolami gra brzeczeniem magicznie, niebezpiecznie, swojsko. . .

JI: Czyli westchnienia emigranta, jak u Mickiewicza?

MT: Troche tak, a troche nie. Bo kalifornijskie widoki i dzwieki sa jak narkotyk... Gory codziennie inne, czasem fioletowe pod pomaranczowym niebiem, a czasem w szalikach mgiel. Biale ptaki w locie ("egrets" to chyba "czaple" -- nie znam polskiej nazwy), czy nocne koncerty: wycie kojotow nagle obudzonych sygnalem karetki.

JI: Teraz wiem ze slyszysz muzyke wszedzie. Porozmawiajmy wiec o koncertach. Juz od dwudziestu lat zajmujesz sie muzyka, glownie wspolczesna. Bylas na olbrzymiej ilosci koncertow. . . Czy masz jakis jeden, ten niezapomniany, zeby o nim opowiedziec?

MT: Nie moge powiedziec, ze wszystkie byly rownie dobre, bo nie byly. Mysle ze w muzyce wspolczesnej tylko kolo 10 proc. muzyki przetrwa, a reszta znajdzie sie na smietniku historii. Ale zeby te 10 proc znalezc, to trzeba te 90 proc. tez "odsluchac" - bez wykonan nie mozna stwierdzic czy nowy utwor jest dobry czy nie. Wszyscy kompozytorzy, ktorym towarzyszylam podczas premier, sa bardzo zdenerwowani, boja sie, ze wykonawca zupelnie zniszczy ich utwor, a publicznosc ich wygwizdze. Boja sie tez konfrontacji idealu z rzeczywistoscia brzmieniowa, doborem instrumentow, przebiegiem w zywym czasie, w prawdziwej sali. Ta konfrontacji wyobrazenia z zywym dzwiekiem to istota muzyki. Nawet dzisiaj, w dobie tak wspanialego rozwoju techniki, najwieksza radosc milosnicy muzyki odczuwaja na koncertach. Niezapomniany byl, na przyklad, recital Ewy Podles w piesniach Witolda Lutoslawskiego na otwarciu Swiatowych Dni Muzyki w Zamku Krolewskim w Warszawie w 1992 roku. Takiego glosu, takiego brzmienia nie da sie nagrac. Podles dopiero teraz znalazla sie na okladce Opera News. Oby byla tam jak najczesciej.
Coz wiecej? Najwaznieszy koncert mojego zycia przesiedzialam za kulisami. W pazdzierniku 1997 roku, Henryk Mikolaj Gorecki przyjechal do Los Angeles na zaproszenie mojego Uniwersytetu i dyrygowal wykonaniem swojej Symfonii Piesni Zalosnych w wykonaniu studentow i profesorow USC. Jako organizatorka calego festiwalu, sluzylam kompozytorowi jako tlumaczka i "pomoc duchowa" - 1500 sluchaczy rozkoszowalo sie dzwiekami muzyki na sali. A ja umieszczona zostalam za kulisami, na wszelki wypadek. . . Bylo to jednak dla mnie niezapomniane wrazenie, takze i dlatego, ze duzo czasu spedzilam z tak wybitnym kompozytorem, i tak fantastycznym czlowiekiem.

JI: Bylam na tym koncercie, pamietam. To bylo cos niesamowitego. Tlumy odchodzace od kas z kwitkiem, bilety wysprzedane, dziennikarze, masy recenzjiŠ

MT: To jedno z najglebszych moich przezyc, nie tylko muzycznych, lecz takze i duchowych, osobistych. To wspaniale wydarzenie muzyczne zmienilo kierunek mojego zycia, potwierdzilo ze decyzja poswiecenia sie studiom muzyki polskiej byla sluszna. Pobyt Goreckiego w Los Angeles mial tez wymiar naukowy: zorganizowalam sympozjum o muzyce Goreckiego z udzialem najwybitniejszych ekspertow, w tym Adriana Thomasa z Anglii. Materialy z tego sympozjum dlugo czekaly na wydanie. Myslalam o ksiazce w naszej serii prac o muzyce polskiej, ale zrobila sie nam dluga kolejka ksiazek zamowionych do serii, wiec zdecydowalam sie wreszcie na publikacje internetowa, w "Polish Music Journal". Jest to pismo naukowe wydawane przez nasze Centrum od 1998 roku. Ukazuja sie w nim artykuly nagrodzone w konkursie na referaty naukowe im. Stefana i Wandy Wilk, tlumaczenia oryginanych tekstow z "Muzyki" (pisma muzykologicznego wydawanego przez Instytut Sztuki PAN w Warszawie), recenzje ksiazek, tlumaczenia oraz opracowania materialow zrodlowych (listy, dokumenty, dawno temu publikowane artykuly i recenzje). Artykuly i materialy o Goreckim znalezc mozna w tomie 6, nr 2, na naszej stronie w Internecie.

JI: Czy ty tez pisalas o Goreckim?

MT: Zainteresowal mnie w jego muzyce powtarzajacy sie temat tragicznego macierzynstwa, glowny temat tekstow w "Symfonii Piesni Zalosnych". Postanowilam wiec przekopac jego dorobek pod tym katem, po czym, bez wywiadow z samym kompozytorem, wydedukowac jego "obraz matki" w muzyce. Mialam treme prezentujac pierwsza wersje mojej interpretacji w obecnosci kompozytora - nie wygladal na zadowolonego, gdy ja po kolei opisywalam jego utwory w ktorych powracal obraz "Mater dolorosa, mater lacrimosa", Marii pod krzyzem Jezusa i matki szukajacej zaginionego syna. Okazalo sie potem, ze byl gleboko poruszony trafnoscia mojej intuicji. I choc nie wszystkie teorie potwierdzil w wywiadzie w 1998 roku, mialam w czasie pracy nad tym tekstem ogromna satysfakcje skonfrontowania wlasnych odkryc muzycznych z intencjami kompozytora. Jako historyk muzyki pasjonuje sie muzyka "zywa" czyli komponowana przez zyjacych kompozytorow, bo tylko oni moga powiedziec o co im chodzi w komponowaniu, co ich drazy, czego szukaja w sztuce. Warto powiedziec, ze niektorzy oszukuja, lecz to jest tez ciekawe, dlaczegoŠ Obie prace magisterskie na Uniwersytecie Warszawskim oraz Akademii Muzycznej im. F. Chopina oparte byly na wywiadach z kompozytorami. Poslugiwalam sie ta technika takze w doktoracie i wielu innych projektach badawczych. Przeprowadzajac te wywiady zbieram materialy dla pozniejszych historykow muzyki, uwazam ze dokumentacja muzyki tworzonej "dzisiaj" jest jednym z najwaznieszych zadan historyka, specjalisty.

JI: Wytlumacz tcoi to znaczy "dobry wywiad z muzykiem"...

MT: Zeby wiedziec o co pytac -- trzeba znac muzyke i jej kontekst. A trudno jest to zrobic, po smierci kompozytora. Dlatego, niewatpliwie najwieksza "strata" byl dla mnie Witold Lutoslawski. Poznalam gow 1984 roku, jako bardzo mloda i stremowana studentka, podczas kursow dla kompozytorow w Kazimierzu Dolnym nad Wisla. Pracowalam tam jako tlumaczka, ale okazalo sie ze nie potrzebowal mojej pomocy. Byl jedynym kompozytorem umiejacym podzielic swoj wyklad na kawalki i wyglosic kazdy w dwoch jezykach, pamietajac zeby tresc w obydwu byla jednakowa. Byl tez prawdziwym "arystokrata ducha" - niebywale cierpliwym I uprzejmym, chlodnym i dalekim. Moge sie juz teraz przyznac, ze taka sama trema napelnil mnie jedynie Papiez. Mialam tyle okazji "wypytywania Lutosa" w Warszawie, pozniej w Montrealu, gdzie przyjechal na 50. lecie Polskiego instytutu Naukowego w Kanadzie, przy moim Uniwersytecie. Nie osmielilam sie zadac mu tych pytan, na ktorych mi bardzo zalezalo. W pol roku po wizycie w Montrealu juz nie zyl. Jak przyszedl czas na pisanie o jego muzyce, musialam zadowolic sie archiwaliami. A jego dokumentacja znalazla sie w archiwum Paula Sachera w Bazylei.
    Tutaj zdradze drugi sekret historyka muzyki, pasje detektywistyczna, ktora dziela wszyscy "szperacze", czy przeszukujacy ksiegi parafialne, aby odtworzyc historie rodzinna, czy tez pudla z dokumentami - szukajac potwierdzenia oryginalnej tezy, tego jednego dokumentu, ktorego odkrycie bedzie "dzielem zycia" odkrywcy. W archiwum Sachera szukalam materialow do artykulu o symbolice smierci i nocy w muzyce Lutoslawskiego, osobistych zapiskow, szkicow, listow. . . Przy okazji odkrycia dokumentacji planowanych, lecz nigdy nie skomponowanych utworow, w tym opery -- znalazlam tez bardzo ciekawe dowody jego fascynacji muzyka eksperymentalna i konkretna, fascynacji o jakiej Lutoslawski nigdy publicznie nie mowil, gdyz konstruowal obraz swojej osobowosci artystycznej jako "klasyka wspolczesnosci". To temat kolejnego artykulu "w przygotowaniu", wiec nie bede na razie wiecej o tym mowic.

JI: Czy masz inne "odkrycia" archiwalne, ktorymi chcialabys sie przy okazji podzielic?

MT: Studiowalam geneze baletu "Pozadanie" Grazyny Bacewicz. Dzieki siostrze kompozytorki, Wandzie Bacewicz oraz scenarzysty Mieczyslawa Bibrowskiego, odtworzylam geneze baletu, role kompozytorki w formowaniu libretta, relacje do modelu dziela (Parade Satie i Picassa). Wczesniej, rowniez w szkicach -- notatkach, odkrylam zasade wedlug jakiej Iannis Xenakis, slynny architekt-kompozytor, konstruowal swoje "spirale dzwiekowe" krecace sie w przestrzeni wokol sluchaczy, w tak fascynujacych utworach jak "Persephassa" na szesciu perkusistow.

JI: Ale to juz nie muzyka polska, przeciez Xenakis to Grek. . .

MT: Gorecki, Lutoslawski, Xenakis -- sa to kroki w przeszlosc, kroki w swiat moich zainteresowan muzycznych. Ostatnio, wracajac do archiwaliow, zaczelam sie bardzo interestowac okresem przelomu wiekow, XIX i XX: Paderewski, Stojowski, zapomniane kompozytorki. To prawdziwa kopalnia materialu, tematow na prace magisterskie i doktorskie. To wspaniala muzyka zbyt rzadko zawitajaca na sale koncertowe. Zaniedbania promocyjne, a takze wydawniczo-badawcze tego okresu sa chyba najdotkliwsze. Nie sa to bledy Polakow. Przygotowuje obecnie studium "recepcji" muzyki polskiej na Zachodzie, w ktorym podkreslam negatywna role Francji i Niemiec okolo 1900 w wylaczeniu polskich kompozytorow z grupy tych artystow, ktorzy sie "licza". Francja miala w tym czasie bardzo bliskie kontakty kulturalne z Rosja oraz umowe -- zeby Polakow i Polski nie promowac, z oczywistych wzgledow politycznych (Francuzi wspierali duchowo Polakow przez caly okres Wielkiej Emigracji, ale to sie skonczylo). Z kolei w Niemczech dzialala super-tajna dyrektywa Bismarcka: "O Polsce nic, albo zleŠ" Trzeba stuleci aby konsekwencje takiej polityki odrobic. Tym wlasnie zajmuje sie w Centrum.

JI: I znowu wracasz do Centrum. Jestes prawdziwa pasjonatka. Zupelnie jak "slon a sprawa polska. . ." Zeby zmienic temat, to moze powiesz nam co zainspirowalo cie do wydania ksiazki o holenderskim kompozytorze, Lousie Andriessenie.

MT: Napisalam ksiazke o Andriessenie chyba dla zdrowia, zeby zupelnie na temat polskosci nie "zwariowac" - tance ludowe, hymny narodowe, nacjonalizm w muzyce, Chopin i "polska rasa"Š A czasem trzeba po prostu pomyslec o muzyce dla jej samej. Jest w muzyce sekret, "ton osobisty" na ktory sie reaguje albo nie, ktory uderza "prosto w serce" albo nie. Po rozmowach z Goreckim -- ktorego muzyka tak gleboko i osobiscie mnie dotyka -- postanowilam sobie, ze nie warto sie rozdrabniac, ze bede tylko pisac o takiej muzyce, jaka uznam za "moja wlasna". A taka jest dla mnie muzyka Andriessena. A takze Lutoslawskiego, Chopina, Goreckiego. Lecz juz nie Szymanowskiego czy Pendereckiego -- nie wiem czemu, wiec na wszelki wypadek o nich nie pisze.
    Andriessen jest w Polsce bardzo znany, czesto imitowany przez studentow. Jego najwybitniejsza Polska studentka to Hanna Kulenty -- majaca olbrzymi, originalny talent, energie, glebie i intensywnosc odczuc (nagroda UNESCO za "2002, Koncert na Trabke", ten talent potwierdza). Muzyka Andriessena przyniosla przelom w muzyce wspolczesnej. Jest to nowy, bardziej skomplikowany muzycznie i ideologicznie minimalizm, nowe wiezi miedzy swiatem jazzu i boogie-woogie a muzyka klasyczna. To fascynujacy kompozytor, jeden z "wielkich" naszej epoki. Tak ciekawy jak kalifornijczyk Henry Brant, ktoremu tez chcialabym kiedys, w przyszlosci, poswiecic ksiazke.

JI: A w najblizszej przyszlosci o kim bedziesz pisac?

MT: Przygotowuje wydanie wszystkich pism muzycznych Paderewskiego. Do dzis nie jest on doceniany i zrozumiany przez muzykow, autorow hasel w encyklopediach, czy podrecznikach historii. Jego status w historii muzyki polskiej jest wciaz niewspolmierny do jego osiagniec. Widzimy go niemal wylacznie jako pianiste-polityka -- a to przeciez on odkryl "goralszczyzne" (nie Szymanowski), to jego opera "Manru" zainspirowala "Salome" Richarda Straussa. O "Salome" wiedza wszyscy, a o "Manru" prawie nikt. . .

JI: Maja, ciesze sie ze mialam okazje poznac twoja pasje, odczuc twoja milosc do muzyki i kompozytorow. Dziekuje, ze jestes tak szczera i mila. Nigdy nie zapomne naszych ciekawych rozmow podczas roznych przyjec. Wzbogacilas moj czas w Los Angeles. Jestes bardzo ceniona, twoja praca i dzialalnosc polonijna to wielki dorobek dla naszej kultury. Zycze wiec sukcesu w "do-brazowieniu" Paderewskiego oraz napisania nastepnych pieciu tysiecy stron o muzyce polskiej i nie tylko.

Jadwiga Inglis
International Correspondent VIP High Life z Los Angeles, Kalifornia


Vol. 11, Issue No. 31/2004

The Summit Times

E-mailSalski@dnai.com

© Copyright 2004 by Andrzej M. Salski