The Summit TimesTHE SUMMIT TIMES


Powrot do strony: Rozne artykuly

Wybory wygrywaja dziennikarze

Spierajac sie o role niezaleznych publicystow w mediach, a takze o mozliwosci oddzialywania ROP na spoleczenstwo - Piotr Wierzbicki i Rafal Ziemkiewicz ("GP" 5/97) zapominaja jednak o tym, ze zadna partia nie moze na nikogo wplywac w przypadku, jezeli ma do czynienia z dezinformacja o swoich dzialaniach, lub mass media stworza wokol niej proznie informacyjna. Mozna miec wiec do czynienia z sytuacja, ze nawet partia majaca najsluszniejsze i najpiekniejsze idee oraz przywodcow umiejacych wprowadzac je w zycie - moze nie znalezc srodkow czy sposobow na zapoznanie spoleczenstwa ze swoja wizja rozwoju kraju i to nie tylko ze wzgledu na brak odpowiednich srodkow finansowych. W takim przypadku podkreslane przez Piotra Wierzbickiego odwolywanie sie przez ROP do emocji wyborcow, ogniskowanie nadziei czy poruszanie ich uczuc - bedzie moglo wplynac tylko na grupy zwolennikow czy sympatykow tej partii, bo nikt inny nie bedzie o niej nic wiedzial lub slyszal.

Rafal A. Ziemkiewicz przytacza sluszna zasade przekazana mu przez amerykanskiego republikanina "Stay on the issue, not a person" (Popieraj sprawe, nie osobe). Jednak tenze republikanski dzialacz zapomnial powiedziec, ze chociaz zasada ta byc moze jest stosowana w praktyce przez partie republikanska - to jednak o tym jak poszczegolni kandydaci zostana przedstawieni spoleczenstwu, decyduje w Stanach nie zadna z istniejacych tutaj partii, lecz przede wszystkim srodki masowego przekazu. A te ostatnie maja swoje wlasne sposoby na informowanie o kandydatach i ich programach.Najczesciej jest to wyszukiwanie spraw konfliktowych, pozwalajacych na ostre definiowanie kandydatow. Czesto tez w okresie kampanii reporterzy koncentruja sie na jakichkolwiek bledach czy pomylkach popelnionych przez kandydatow.

Wielokrotnie slyszy sie w Polsce wypowiedzi przedstawicieli roznych partii, ze opinia spoleczna w kraju nie jest w dostatecznym stopniu informowana o programach czy dzialaniach tych partii. Takie same glosy padaja tez czesto w USA. Jak zawsze, tak tez i przed ostatnimi wyborami prezydenckimi w Stanach, kandydaci z malo znanych partii czesto - a jest ich ponad dwadziescia - skarzyli sie, ze ich glos jest zupelnie lekcewazony przez media, ktore praktycznie nie publikuja ani ich stanowisk w istotnych sprawach, ani nawet nie informuja spoleczenstwa o ich istnieniu. Glosy o niewlasciwym naswietleniu pogladow kandydatow docieraly takze ze sztabow wyborczych Billa Clintona i Boba Dole'a oraz trzeciego, majacego znacznie mniej szans, Rossa Perota.

O tym, ze powyzsze opinie sa w duzym stopniu prawdziwe, swiadcza opracowania, z ktorych wynika, ze w Stanach spada znaczenie roli partii politycznych - wzrasta natomiast rola mediow, ktore w dodatku podminowuja sposob wyboru prezydentow tego kraju. Teze taka stawia prof. Thomas E. Patterson w ksiazce "Out of Order"1, w ktorej przedstawia wplyw mass mediow na ksztaltowanie opinii spolecznej w USA.

Czy kandydaci klamia?

Otoz, obserwujac dziennikarzy relacjonujacych kampanie prezydencka w 1992 roku prof. Patterson zauwazyl, ze dziennikarze najczesciej komentuja wystapienia kandydatow poprzez niemal nieustanne poprawki tych wystapien, lub wrecz zaprzeczanie temu, co dany kandydat w nim powiedzial. Juz po tej kampanii spytal on kilkunastu czolowych dziennikarzy o to, dlaczego przedstawiaja kandydatow jako klamcow. Najczesciej odpowiedz brzmiala: "Poniewaz oni sa klamcami".

Analizujac postawy kandydatow, prof. Patterson stwierdzil, ze rzeczywiscie kandydaci czesto klamia. Czasem jednak tylko dlatego, ze na przyklad uczestnicy spotkania z kandydatem oczekuja milych wypowiedzi o postawie obywatelskiej - swojej lub regionu, w ktorym mieszkaja. Jednak, stwierdza prof. Patterson, powolujac sie na wyniki kilku badan naukowych, z ktorych kazde obejmowalo dzialalnosc co najmniej siedmiu prezydentow - kazdy zwycieski kandydat stara sie spelnic swoje obietnice wyborcze.

Przypadki nie spelnienia obietnic zdarzaly sie jedynie wtedy, gdy prezydent nie potrafil przekonac wiekszosci czlonkow Kongresu do swojej inicjatywy, nastapila zmiana warunkow uniemozliwiajaca jej spelnienie, lub na przeszkodzie stanela inna, priorytetowo wazniejsza sprawa. Tak wiec zalozenie, ze kandydaci zawsze klamia jest nieprawdziwe, a informacja taka wysylana przez media do spoleczenstwa jest juz w samych zalozeniach zla informacja. Zamiast przekazywac prawdziwe informacje, dziennikarze - wskutek swoich uprzedzen - dezinformuja spoleczenstwo.

Rozwazania prof. Pattersona sa zilustrowane tabela, przedstawiajaca sposob wyrazania przez prase opinii o kandydatach na prezydenta w latach 1960-1992. Wskazuje ona bardzo wyraznie, ze stosunek dziennikarzy do kandydatow jest coraz gorszy. W roku 1960 pozytywne opinie o kandydatach (good news), Nixonie i Kennedym, wyrazano w 75 proc. materialow prasowych.

Prasa a opinia publiczna

Natomiast w 1992 roku pozytywne opinie o Bushu, Clintonie i Perocie byly wyrazone tylko w okolo 40 proc. artykulow. Przelom nastapil w 1980 roku, w ktorym 55 proc. artykulow bylo negatywnych (bad news). O ile w roku 1984 ponownie materialy pozytywne przewazaly nad negatywnymi (niewiele ponad 50 proc.), o tyle w latach 1988 i 1992 negatywne opinie wyrazono juz w okolo 60 proc. materialow. Tak duza ilosc krytycznych opinii o kandydatach wplynela na to, ze wszyscy trzej kandydaci mieli bardzo duzy procent elektoratu negatywnego, a ponad 40 proc. osob zbadanych przez ankieterow New York Times i CBS News twierdzilo, iz chcieliby miec mozliwosc wyboru jakiegos innego kandydata.

Z danych tych wynika wyraznie, ze negatywny sposob przedstawiania przez prase kandydatow ma duzy wplyw na opinie publiczna, wyborcy sa zdegustowani oraz z gory zniecheceni do kandydatow, na ktorych maja glosowac. Mozna wyciagnac takze wniosek, ze w kazdych wyborach jednym z najpowazniejszych zadan zwlaszcza mniejszych partii oraz ich kandydatow bedzie dazenie do zbudowania sobie dobrego "image'u" wsrod wyborcow.

W ten sposob media staly sie istotnym graczem w czasie kampanii wyborczych, do czego nie sa jednak przystosowane. Podkresla to prof. Patterson, stwierdzajac, iz "media sa zalezne od przyciagniecia i utrzymywania uwagi mozliwie duzej liczby odbiorcow, dlatego probuja doreczac informacje w formie, ktora im to umozliwi". Wyciaga on stad sluszny wniosek, ze "kampania wyborcza musi byc zorganizowana dla prasy, a nie przez prase".

Jednym z najwazniejszych dla kandydatow czynnikow jest oddanie im z powrotem ich glosu przez komentatorow telewizyjnych. Tymczasem z roku na rok maleje ilosc czasu, w ktorym kandydaci mowia wlasnym glosem. W 1968 roku, w 84 proc. przypadkow obrazowi przemawiajacego kandydata towarzyszyl jego wlasny glos, a sredni czas nieprzerwanego wystapienia wynosil 42 sekundy. W 1988 roku ten czas zmniejszyl sie do ponizej 10 sekund, ta sama sytuacja powtorzyla sie w 1992 roku. Jak to podkreslil prof. Patterson - glos przejeli dziennikarze i w latach 1988 oraz 1992 na kazda minute wystapienia kandydata wypadalo ponad szesc minut komentarza dziennikarskiego.

Takie dziennikarstwo, mimo teoretycznych korzysci, w praktyce przynosi wiecej zlego niz dobrego, poniewaz w przypadku braku nosnych konfliktowych historii zmusza dziennikarzy do wyszukiwania nawet drobnych pomylek, ktore moga wzbudzic zainteresowanie widzow czy czytelnikow.

Podobna sytuacja miala miejsce w ostatnich wyborach w 1996 roku. Z tym jednak, ze tym razem - w przeciwienstwie do poprzednich kampanii wyborczych, w ktorych silnie krytykowano kandydata - urzedujacego prezydenta - znacznie wieksza czesc materialow negatywnych byla publikowana o senatorze Dole'u. Alicja Sheppard2 podaje, ze zwlaszcza nocne dzienniki stacji telewizyjnych sprzyjaly prezydentowi Clintonowi. Byly to NBC, w ktorej programach bylo 56 proc. materialow pozytywnych o Clintonie, a tylko 36 proc. o Dole'u; ABS z 51 proc. dla Clintona i 29 proc. dla Dole'a oraz CBS, ktora miala 45 proc. przychylnych materialow o Clintonie i tylko 36 proc,. o Dole'u.

Zdaniem Brenta Bozella, przewodniczacego konserwatywnego Media Research Center, wynika to z wyraznego faworyzowania Clintona przez dziennikarzy, wsrod ktorych ma znajdowac sie 89 proc. jego zwolennikow. Dane te potwierdzaja wyniki ankiety Freedom Forum, rozeslanej w 1995 roku do 323 szefow i dziennikarzy akredytowanych przy Kongresie USA. Ze zwroconych 139 kwestionariuszy wynika, ze w 1992 roku tylko 7 proc. z tych dziennikarzy glosowalo na Busha, a 89 proc. na Clintona. Natomiast 50 proc. z nich jest zarejestrowanych jako demokraci, 37 proc. jako niezalezni, a tylko 4 proc. zarejestrowalo sie jako republikanie. W tym samym artykule potwierdzona jest obserwacja prof. Pattersona, ze mass media koncentruja sie przede wszystkim na strategii kandydatow. Cytuje zas te wszystkie dane po to, aby wskazac na mozliwosc pojawiania sie materialow nieprzychylnych jakims partiom tylko dlatego, poniewaz ich autorzy reprezentuja zupelnie inne poglady polityczne, lub sprzyjaja innym partiom czy ich przywodcom. A jedyna "wina" tych partii moze byc wylacznie nie posiadanie odpowiednio silnych wplywow czy reprezentacji w mass mediach.

Dotrzec do kasy

Jak podkreslil Ziemkiewicz, ROP ma bardzo wysoki procent elektoratu negatywnego. Tak duza liczba potencjalnych wyborcow nastawionych do tej partii negatywnie na dlugo przed wyborami swiadczy o tym, ze wewnatrz tej partii cos dzieje sie niedobrego, a takze iz partia ta w niedostatecznym stopniu liczy sie z opinia potencjalnych wyborcow. Nawet jezeli zalozymy, ze od jakiegos czasu prowadzona jest przeciwko tej partii czy jej liderom negatywna kampania prasowa. Jezeli ROP juz jest nowoczesna partia, jej przywodcy musza na taka sytuacje szybko zareagowac odpowiednia kampania podkreslajaca jej wszystkie - wymienione przez Wierzbickiego - mocne strony.

Dobre prognozy przedwyborcze nie zapewnia bowiem zwyciestwa, moga tylko ulatwic start. Zas bez ciezkiej pracy z potencjalnymi wyborcami, ich nastroje - a tym samym i prognozy - latwo moga ulec odwroceniu...

W dzisiejszych warunkach, w zacietej walce wyborczej wspartej duza iloscia pieniedzy na reklame partyjnych kandydatow - nawet "wielkiemu ugrupowaniu politycznemu kumulujacemu ogromna energie spolecznego sprzeciwu" - sama umiejetnosc budzenia emocji wsrod wyborcow w zadnym przypadku juz nie wystarczy. Za ta umiejetnoscia musi stac dobry program, a takze musi za nia stac sprawny i zdolny do szybkiego reagowania na roznego rodzaju sytuacje sztab wyborczy, umiejacy znakomicie przygotowac oraz poprowadzic program kampanii wyborczej. Nie mniej waznym czynnikiem jest takze umiejetnosc gromadzenia funduszy na kampanie wyborcza, a to - oprocz nastawionego na rozwoj gospodarki programu - wymaga wielkiej sprawnosci w dotarciu do potencjalnych donatorow z kregow biznesu.

Ma racje Wierzbicki stwierdzajac, ze polityka jest madra sztuka kompromisu. Jednak celem kazdej liczacej sie partii politycznej jest osiagniecie mozliwie najwiekszego sukcesu wyborczego i tym samym zdobycie wladzy, lub co najmniej decydujacych wplywow w parlamencie. Jezeli mandatow sie nie zdobedzie, znaczy to, ze zaden kompromis takiej partii nie pomoze - bowiem jest na to zbyt pozno. W takim przypadku dana partia wypada z rozgrywki i nie bierze zadnego udzialu w dalszej grze... Az do nastepnych wyborow. A to przez partie prawicowe w Polsce bylo juz dosc dokladnie przerabiane...

Andrzej M. Salski

_________________________________________________________

1) Thomas E. Patterson, Out of Order, Alfred A. Knopf, New York, 1993.

2) Alicia C. Sheppard, Media in Review: The Tilt against Dole w: "The World and I", February 1997, s. 80-85.


Material opublikowany w Gazecie Polskiej dnia 27 lutego 1997 roku.


Powrot do strony: Rozne artykuly


The Summit Times


Salski@dnai.com


© Copyright 1996 by Andrzej M. Salski